Depresja budowlana
Mimo wrodzonego optymizmu i ogromnych pokładów wiary we własne siły dopadła w końcu i mnie depresja budowlana 😕
Moje Endo się tynkuje, tynkuje, tynkuje... Przez święta wszystko się bardzo przeciąga. Moja miłość do mojej budowy uleciała i przestałam tam jeździć. Odkąd zaczęło się tynkowanie byłam tam trzy razy i bardzo mnie drażnił bałagan (błoto potynkowe) panujący dosłownie wszędzie. Wcześniej były bialutkie ściany i czysta "podłoga" a teraz wszędzie cement. Wiem, że to tak musi być i potem będzie ładnie i czysto, ale nie mam się komu pożalić więc żalę się Wam. I do tego to kosztuje tyle kasy 😣
A teraz to co zawaliłam, czyli to na co nie mam siły i odkładam na nie wiem kiedy:
1. Sprawa gazu: przypilnować sąsiada, żeby załatwił dokumenty, zawieźć go do notariusza, żeby podpisał służebność i ruszyć z budową i przyłączeniem gazu;
2. Złożyć wniosek o dofinansowanie budowy przyłącza gazowego i pieca;
3. Zgłosić zmiany w planie zagospodarowania (w innym miejscu woda, szambo, przyszły gaz);
4. Dokończyć a w zasadzie rozpocząć ustalenia z hydraulikiem;
5. Jechać do PGE i zmienić taryfe prądu (tu akurat chęci mam, tylko nie mam kiedy, bo w pracy też młyn i nie mam się kiedy urwać);
6. Napisać prośbę o utwardzenie drogi i postawienie latarni;
7. Schudnąć do sylwestra - Aaaa to nie ten blog 😉
Do tego wszystkiego dotarło do mnie jak dużo kasy już wydałam i jak mało mi zostało. I jest mi źle i nic mi się nie chce!!! Ewidentnie depresja.
W związku z tym, wypisuję sobie na jutro: piżaming do godz. 10.00, następnie shopping w galerii bez limitu czasowego, potem wbiję się z dzieciakami gdzieś na obiad (bo w moim stanie nie mogę przecież gotować) a na wieczór spotkanie z koleżankami przy lampce wina. Po takiej kuracji wstrząsowej wrócę znów stęskniona na budowę w poniedziałek. To chyba dobry plan?